"Trasa Koncertowa" stwierdzenie to brzmiące dumnie, lecz w swej naturze podłe i zakłamane. W rzeczywistości ogranicza się ono bowiem do określenia ton sprzętu lampowego, kilometrów kabli i starego czerwonego diesla. Na początku siniaczysz sobie nogi, potem przycinasz palce, potem 2 godziny orgazmu na scenie i potem znowu zrywasz ścięgna i nadwyrężasz mięśnie. Robota dla niezrównoważonych w rzeczy samej, ale wierzcie mi albo nie warta tych dwóch godzin na scenie. Zresztą każdego rodzaju byczym orgazmom towarzyszą siniaki.
-No to plansza-


1 komentarz:
Nie sposób przedrzeć się przez fanów na "fejsie" (zresztą fejs nie bardzo mnie kręci, może kiedyś), więc spróbuję szczęścia tutaj, a widzę, że tutaj akurat jest tak pusto i cicho. Szansa, że tłum mnie nie zadepcze. Oby się tylko nie okazało, że po drugiej stronie siedzi jakaś staruszka, która sobie bloguje jak jej przyjdzie ochota... albo za chwilę nie przejdę testu "Człowiek czy Robot" i moje wypociny szlag trafi. Napisz tu coś, chłopaku, chyba nie utknąłeś już w tym szołbizie na amen? Dobre masz pióro, czasem mógłbyś się tu odezwać. A tak a propos szołbizu, nie planujesz czasem jakiegoś... hmm... orgazmu scenicznego za granicą? Właśnie chwilowo przebywam na obczyźnie, do tych wszystkich rąbanek radiowych raczej miłością nie pałam, więc z reguły w kółko słucham Tune, miewając podobne doznania, podczas owego słuchania, ale nie ukrywam, że raz przynajmniej chciałabym mieć taki orgazm (jeśli tylko muzyczny), będąc w tym samym pomieszczeniu, co Ty ;-). Tutaj akurat w pierwszej kolejności powinni o Was usłyszeć. Wielkie dzięki za klasę i szacun do muzyki.
J.M.
Prześlij komentarz